MOC SOKU Z TRAWY JĘCZMIENNEJ GREEN WAYS

„Napoje z traw” Václav Ráthousky

 

Historia zielonych napojów

W USA w latach dwudziestych XX wieku popularnym multiwitaminowym suplementem była trawa pszeniczna i jęczmienna. DO 1950 roku suplementy żywnościowe z traw były najlepiej sprzedawanymi multiwitaminowymi produktami w USA (Cerograss i Cerophyl). Ron Seibold, prezes firmy Pine Inetrntional, wyjaśnia: „Ludzie znali trawy zbożowe jako wysokiej jakości źródło pożywienia od pradawnych czasów. Przed wynalezieniem witamin syntetycznych na początku lat 50 trawy zbóż można było kupić w prawie każdej aptece”.

Po II wojnie światowej zielona żywność ustąpiła miejsca witaminom syntetycznym bardziej interesującym dla handlu. Ludzie jednak intuicyjnie wracają co sposobów, które ich prababcie uważały za skuteczne. Nauka przecież udowodniła tylko to, co nasi praprzodkowie znali z własnych obserwacji. W latach sześćdziesiątych zielone produkty żywnościowe stały się ponownie hitem wśród hippisów i zwolenników zdrowego żywienia. Dziś spożywanie zielonych napojów jest już na Zachodzie powszechne. Personel punków zdrowego żywienia wyciska sok z liści młodego jęczmienia bezpośrednio w naszej obecności.

Najbardziej znane sieci handlowe, oferujące zielone napoje z traw zbożowych, to Jamba Juice Mother’s. Trawy (najczęściej młodą pszenicę ze względu na jej słodki i delikatny smak) ścina się, myje i wkłada do specjalnej wyciskarki do soku (prasy). Klient otrzymuje świeży, bogaty w enzymy nektar z kilku garści młodziutkich traw. Zielony napój sprzedaje się przeważnie pod nazwą „Green shot” (zielony strzał, błysk, czy zielone uderzenie) właśnie z powodu jego natychmiastowego, energetyzującego działania.

Mary Ruth Swope

Doktor Mery Ruth Swope uzyskała tytuł doktora medycyny na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Ukończyła też studia na uniwersytecie w Karolinie Południowej, a potem w dziedzinie żywienia na uniwersytecie w Karolinie Północnej. Za sprawa swojego rozległego wykształcenia była bezkompromisową rzeczniczką klasycznej medycyny uniwersyteckiej i wyśmiewała się ze wszystkich „szarlata

 

nów”. Na zielone napoje zdecydowała się dopiero wtedy, gdy zachorował członek jej rodziny. Leczyła go najpierw sama, korzystając ze swojej wiedzy, a gdy wszystko zawiodło, zwróciła się do tego, co pozostał… do medycyny naturalnej. Już wcześniej była zła, że nigdy nie uzdrawiała swoich pacjentów, a jedynie utrzymywała ich w (powiedzmy) znośnym stanie. Całkowity powrót do zdrowia dzięki zdrowemu żywieniu był dla niej szokiem. Na zieloną drogę sprowadziło ją bowiem „po prostu” sumienie. Nie mogła dłużej zaprzeczać prawdzie. Zauważyła,

 

że od 1960 do 986 roku liczba zgonów na raka u USA wzrosła o 23 %. Powiązała to z piciem napojów gazowanych i jedzeniem mięsa. Mówiła: „ Jeśli Amerykanie chcą uwolnić się do raka, chorób serca, zapalania stawów, cukrzycy, nadwagi, itd., muszą przyjąć inny sposób leczenia – za pomocą odżywiania produktami żywnościowymi, jakich dostarcza nam przyroda. Suszone zielone roślinki jęczmienia są tego przykładem. Zmieńmy pozornie nieuleczalnym chorobom przewlekłym warunki, w jakich się rozwijają TO będzie tym, co je wypleni!”.

Dr Swope dostrzegała granice klasycznej medycyny, co nie udaje się (lekarzom) z powodu iluzji tworzonej przez dzisiejszą farmację i adresowanej do specjalistów. Jednocześnie jednak lekarzom, którzy przejrzą na oczy, nie przychodzi łatwo zejście z piedestału „autorytetu białego fartucha”. Ponieważ dla pacjenta, który nie jest specjalistą lekarz w białym fartuchu, w sterylnym otoczeniu, ze stetoskopem na szyi, jest symbolem nauki pokonującej prawa przyrody. Ludzie, spijają słowa z ust swojego lekarza i chętnie przyjmują lek, umożliwiający im dalsze grzeszenie przeciwko zasadom zdrowego stylu życia. Ale to nie pacjenta o słabej woli trzeba się obawiać, pacjenta domagającego się leku, którego stosowanie nie wymaga samo dyscypliny, związanej ze zmianą złych nawyków. Obawiajmy się lekarzy, ulegających wezwaniom swoich słabszych podopiecznych. Lekarz, jak najdłużej to będzie możliwe, powinien odmawiać wydania leku, który jedynie tłumi naturalne wołanie organizmu o pomoc! Przecież pomoc może nadejść tylko dzięki zmianie stylu życia! Ludzie nie są bowiem chorzy dlatego, że nie jedzą leków, ale dlatego ze potrzebują leków, bo nie jedzą, tego co powinni. I właśnie tę drogę, po ludzku trudną, ale słuszną, jak dowodzi fachowa wiedza, wybrała Mary Ruth Swope, nie tylko jako lekarz, ale tez jako wspaniały człowiek.

„Hans Gunter Barner w książce „Głodowanie nad pełnym garnkiem” opisuje człowieczka, który objada się, tyje, a mimo to umiera z niedożywienia, dlatego- mimo warstwy tłuszczu wokół własnego pasa – umieramy z głodu. Czy znacie lepsze powód do picia zielonych napojów?”

 „Żywość” zielonych napojów

Niedostatkiem napoju z trawy z błonnikiem jest jego „martwość”. Proces przetwórczy wyciskanych napojów jest bardzo oszczędny dla surowca. Po wyciśnięciu dochodzi do natychmiastowego wysuszenia zielonego nektaru w niskiej temperaturze, dzięki czemu skuteczne substancje są zachowane „żywe”. Taki oszczędny proces przetwórczy jest jednak niemożliwy w przypadku napoju z błonnikiem. „Żywość” produktów jest zawsze uzależniona od dwóch czynników – szybkości suszenia i niskiej temperatury. W przypadku produktu z błonnikiem trzeba zastosować albo wyższe temperatury, albo wydłużyć czas suszenia. Podczas suszenia dochodzi jednak do stresu oksydacyjnego, który szkodzi wrażliwym substancjom odżywczym. Stopień tego uszkodzenia trudno jest zmierzyć. Przy porównywaniu substancji odżywczych ocenia się tylko najwyraźniejszy wskaźnik – ich ilość, a nie ich jakość. Tylko niewiele laboratoriów wykonuje na przykład test na jakość chlorofilu.
Przy długotrwałym suszeniu chlorofil stopniowo się rozpada. Na pierwszy rzut oka nie jest to widoczne nawet w kolorze produktu, mimo to powstają przy tym produkty odpadowe (feoforbidy), które są już dla nas szkodliwe. Feoforbidy to silne alergeny, których wykrycie całkowicie wyklucza produkt z ludzkiego jadłospisu.

Czy karmienie krowy przez całe życie tylko sianem jest czymś naturalnym? Może tak, ale nie jest to właściwe. To zimowa konieczność, niezbędna do przeżycia. Czy jakość mleka krowy karmionej tylko sianem jest taka sama jak jakość mleka krowy, która pasie się na zielonej łące? Czy siano (choćby najlepiej wysuszone) jest takiej samej jakości jak świeża trawa? Białka zamknięte w komórce trawy podczas suszenia siana nie mają dokąd się ulotnić. Nigdzie nie wydostaną się także enzymy, witaminy, nie ulotni się również chlorofil. Czy w przypadku siana są to wciąż te przynoszące radość, urodę i zdrowie substancje, jakimi były, gdy trawa jeszcze żyła? Nie! To tylko uszkodzone, zabite temperaturą i niefunkcjonujące resztki substancji odżywczych. Siano z trawy nigdy nie zastąpi świeżej trawy i to samo dotyczy także napoju z trawy z błonnikiem.

TEST 1

Młody jęczmień to produkt żywy pod względem enzymatycznym, o czym sami możemy się przekonać. Test na „żywość proszku można wykonać w warunkach domowych. Ten test nazywa się „gorący”. Należy zalać proszek gorącą wodą i obserwować reakcję. „Żywe” białko, dotychczas nieprzetworzone termicznie, zetnie się i utworzy wytrąconą na powierzchni warstwę, która dalej się nie rozpuszcza. To dowód „żywości”, ponieważ tak zachowuje się białko, które nie zostało poddane procesowi termicznemu, pozbawiającemu je wartości.

TEST 2

Młody jęczmień jest silnym koncentratem. To nie rozkruszone suche siano, lecz wyciśnięty i wysuszony sok, a każda jego łyżeczka odpowiada wartości odżywczej takiej ilości trawy, z jakiej zielony nektar został wyciśnięty. Zielony sok jest czymś w rodzaju roślinnego nektaru. Gdy proszek zmiesza się z wodą, ponownie zmienia się w pełnowartościowy zielony sok o wysokiej stabilności enzymatycznej i chlorofilowej. Drugi test nazywa się „zimny” – od użytej do niego wody. Należy wstrząsnąć (roztrzepać) proszek w zimnej wodzie i pozostawić na godzinę lub dwie do odstania. Nawet po tym czasie napój nie osiądzie i zachowa soczyście zielony kolor. To dowód stałości, świeżości, czystości i stężenia produktu.

 

„Siano nie zastąpi trawy…”

 

Właściwości odżywcze – sycą i oczyszczają jednocześnie

Składamy się w przybliżeniu z 70 bilionów komórek. Każda komórka tak samo jak cały organizm potrzebuje wartościowego pożywienia i doskonałego wydalania. Zielone napoje jednocześnie odżywiają i oczyszczają komórki. Odżywianie i oczyszczanie to funkcje każdego właściwego pożywienia. To samo potrafią wszystkie uprawiane organicznie warzywa. Zmianie jakościowej na talerzu przeciwstawiają się jednak dwie potężne siły – brak woli i szybkie tempo życia. Rozsądny człowiek spojrzy na swój talerz i sam sobie odpowie, czy wszystko jest w porządku. Jeśli nie – najlepszym rozwiązaniem jest zielona żywność i zielone napoje. Wykorzystują one wszystkie potencjalne pożyteczne składniki naszego jadłospisu i unieszkodliwiają składniki potencjalnie szkodliwe. W ten sposób nastawiają nasz układ odpornościowy na większą wydajność. Zielony napój nie niszczy wirusów ani bakterii. Nie smaruje stawów i nie łagodzi ostrego bólu. Nie jest, a jednak JEST „wszechlekiem”. Pobudza i wzmacnia naturalną odporność i to wystarczy, ponieważ tylko ona tak naprawdę radzi sobie z problemami.

Dzięki oczyszczaniu i odżywieniu organizmu wydłużamy wiek biologiczny. Między wiekiem chronologicznym a biologicznym jest wyraźna różnica. Wiek chronologiczny jest jest obliczany na podstawie daty urodzenia. To liczba lat, jakie przeżyliśmy. Wiek ten nic jednak nie mówi o tym, ile lat jest jeszcze przed nami. To wskazuje wiek biologiczny. Jest to wiek rzeczywisty, który wyraża stopień zużycia organizmu. Dwie osoby mają po czterdzieści lat. Jedna wygląda i czuje się na trzydzieści. Druga, chronologicznie w tym samym wieku, wygląda na pięćdziesiąt lat i czuje się na sto. To jest rzeczywisty wiek biologiczny. Wpływają na niego genetyka, psychika, warunki zewnętrzne i styl życia, którego podstawowym elementem jest odżywianie. W tej dziedzinie najwięcej zrobimy dla swojego zdrowia, zmieniając zawartość naszych talerzy.

 

„Żywność, która jednocześnie nie odżywia i nie oczyszcza organizmu, nie jest niczym innym jak tylko wolno działającą trucizną.”

 

Kompleksowość odżywcza

Fitosubstancje zawarte w trawie działają synergicznie i ich działania nie można porównać z żadną sztuczna kombinacja. Substancje sa ze sobą połączone i wzajemnie się wzmacniają. Razem tworzą reakcję chemiczną, podobną do efektu domina. Ustawcie kostki domina, wyjmijcie jeden kawałek w środku, a gra się skończy. Życie też jest jak reakcja łańcuchowa, którą przerywa utrata choćby jednego elementu. W roślinach zindentyfikowano na przykład ponad 600 różnych karotenów, Produkty syntetyczne zawierają ponad 3 karoteny! W badaniu przeprowadzonym w Norwegii podawano palaczom preparaty z beta-karotenem. Potem tego zaprzestano. Ryzyko zachorowania na raka płuc w ogóle nie spadało. W porównaniu z tym zwykła marchew zmniejszyła ryzyko o 40%. W wyizolowanych preparatach po prostu brakuje substancji łączących, które wzmacniają działanie. Amerykanie są dopiero na 25. miejscu pod względem długowieczności. Wiele osób drobiazgowo interesuje się tylko wartościami odżywczymi poszczególnych elementów i nie rozumie, że w naturalnym środowisku substancje działają inaczej i silnie. Dlatego pozytywną reakcję wywołuje nawet maleńka dawka właściwego pożywienia

„Osamotniona substancja odzywa i zachowuje się tak samo jak mrówka, której mrowisko spłonęło.”

Hans Gunter Berner w książce „ Głodowanie nad pełnym garnkiem” opisuje człowieczka, który się objada, tyje, a mimo to umiera z niedożywienia. Problemy zdrowotne wiążą się też  z niedoborem minerałów, na przykład żelaza lub wapnia? Tak brakuje. A czy brakuje ich na talerzu? Nie brakuje! Przeciwnie, jesteśmy nimi przejedzeni jak  żadne pokolenie przed nami! Żadne pokolenie wcześniej nie jadło tyle mięsa, sera i mleka, które są przepełnione tymi substancjami. Żadne pokolenie nie objadało się ciastkami wzbogaconymi w wapń i witaminy. Mimo to żadne pokolenie nie cierpiało tak bardzo na brak tych substancji, którymi my karmimy się od rana do wieczora. A choćbyśmy karmili się wapniem naprawdę od rana do wieczora- bez fitosubstancji i bez ruchu tylko zamuli on nam nerki. Bez zasadowego środowiska i powiązań z fitosubstancjami żelazo tylko „zabetonuje nam stolec i w ten sposób rozerwie odbyt.

 

Obecność chlorofilu

Jeśli o jakości benzyny świadczy wysokość liczby oktanów, to o jakości zielonej żywności świadczy ilość pigmentu chlorofilowego. Już q 1940 roku czasopismo chirurgiczne „Journal of Surgery”  pisało o 1200 chorych, u których chlorofil przyspieszył gojenie się ran. Według Barbary Simonsohn, chlorofil zachowuje się jak kondensator energii słonecznej. Dr Swope mówi o nim, że zielona krew roślin zmienia się w naszym ciele na czerwoną. Dlaczego? To zdumiewające, że hemoglobina – nasz barwnik krwi – ma podobną strukturę chemiczną jak chlorofil. Rośliny dzięki chlorofilowi żyją, a m ludzie – oddychamy. Chlorofil poprawia morfologię krwi, przyspiesza gojenie się ran i oparzeń, chroni przed stanami zapalnymi i infekcjami. Dzięki niemu dostarczane jest więcej tlenu, co zwiększa wydolność i chroni przed powstawaniem środowiska zakaźnego.

Interesująca jest opinia uzdrowicieli. Ich zdaniem, zielony barwnik jest skoncentrowanym światłem i energią słoneczną, które oddają nam mądrość i miłość. Kolor zielony odgrywa też ważną rolę w chemioterapii – uspokaja, harmonizuje, leczy ciało i dusze. Zielony jest kolorem czakry serca, ośrodka naszej energii, a zielona żywność tę czakrę wzmacnia.

Zielony jęczmień zawiera tryptofan, z którego powstaje serotonina – hormon radości i szczęścia. Bez niej ogarnia nas otępienie, tracimy wewnętrzna równowagę i poczucie szczęścia. Wraz ze spadkiem poziomu serotoniny nadchodzi depresja i zmęczenie. Wieczorem ciało przekształca serotoniną w melatoniną i lepiej zasypiamy. Godna uwagi zgodność nauki i intuicji, prawda?

Chlorofil jest jednak tylko jednym z wielu barwników roślinnych. W trawie znajduje się też alfa i beta-karoten, zeaksantyna i wiele ksantofili. Jednak nie są one widoczne, ponieważ chlorofil je wszystkie przesłania.

 

„Bohaterem nie jest chlorofil, ale jego kontekst…”

 

 

Aktywność antyoksydacyjna

Jeśli nie stosujemy zielonych przeciwutleniaczy, cera cierpi i starzeje się nawet mimo najdroższej pielęgnacji kosmetycznej. Klaus Oberbell mówi: „Bez przeciwutleniaczy cera podczas opalania żółknie, tak samo jak masło pozostawione na słońcu”. Ministerstwo rolnictwa USA w zaleceniu z 1995 roku przekonuje: „Przeciwutleniacze w żywności pochodzenia roślinnego zmniejszają ryzyko zachorowań na raka i choroby przewlekłe”. Zielony sok chroni przed promieniami rentgenowskimi i innymi szkodliwymi rodzajami promieniowania. Dr Hagiwara opisuje doświadczenie z zapalne im skóry spowodowane u niego poparzeniem wrzącą wodą: „ Po oparzeniu zrobiły mu się rozległe ropiejące pęcherze i groziło zakażenie. Podobnie zranienia z trudem się goją, zacząłem więc smarować oparzenia sokiem z młodego jęczmienia. Leczenie trwało krócej i nie było tak bolesne”. Dlatego dr Hagiwara zlecił zespołowi badaczy wykonanie testów soku pod kątem chorób skóry, ludzie ze słabą pigmentacją stosują sok z jęczmienia także zewnętrznie do smarowania skóry. DO najjaśniejszych północnych typów ludzi (przede wszystkim Nordyków I Baltów) pod tym względem najbardziej odnosi się wezwanie do stosowania zielonej bariery antyoksydacyjnej.

 

Odseparowane przeciwutleniacze są jak samotne nuty. Ich przypadkowe spożycie nie wytworzy symfonii odżywczej. Dlatego na uwagę zasługują nie pojedyncze nuty, ale ich źródła. Trawy pracują na tyle reaktywnymi energiami, że żaden pojedynczy przeciwutleniacz by ich nie ochronił. Dlatego wytworzyły sobie doskonałą symfonię, czy też kaskadę antyoksydacyjną. Gdyby ochronna kaskada w jednej chwili nie zadziałała, roślina zaginęłaby istnieć cały świat aerobów, dla którego w procesie fotosyntezy produkuje śmiertelnie reaktywną, a mimo to życiodajną zabawkę – tlen. Dlatego najlepszym, najpewniejszym źródłem ochrony odżywczej i przeciwutleniającej się tylko jej zieleni producenci- algi i trawy.

 

„Gdyby trawa nie umiała się „opalać” , nie umiałaby tego także krowa…”

 

Zielone napoje i rak

 

Na grupie myszy z rakiem, którym podawano ekstrakt z jęczmienia, zbadano, który składnik wyciągu ma działanie przeciwrakowe. W ten sposób odkryto, że komórki rakowe tłumi skutecznie rozpuszczalne w wodzie białko, zawierające enzym o nazwie nadtlenek dysmutazy. To działanie potwierdzono także w USA, gdzie enzym został w warunkach klinicznych podany pacjentom z rakiem, aby zapobiec skutkom ubocznym radioterapii. W 1976 roku Takashi Sugimura odkrył, że spalone resztki ryb zawierają substancje rakotwórcze aż 20 razy silniejsze od np. benzopirenu z tytoniu. A i tak enzym zawarty w zielonym napoju jest w stanie je unieszkodliwić. Mimo to wszelkie prace dowodzące przeciwrakowej skuteczności poszczególnych składników młodego jęczmienia maja słaby punkt. Jaki? Opierają się na błędnej przesłance poszukiwania cudownej substancji, zamiast zadowolenia się cudownym źródłem, Dlatego nie powinniśmy ulegać trendowi szczegółowości, ale przeciwnie – kompleksowości. Gdyby świat rozłożył listki trawy na jakiekolwiek funkcjonalne źródło. Raka nie wyleczymy tym, co w nowoczesnej pracowni alchemicznej wytworzy omylny człowiek. Rka leczy to, co już dawno, dla dobra wszystkich, wymyślił i na jednej trzeciej planety rozsiał sam Stwórca.

 

Barbara Simonsohn, autorka publikacji o młodym jęczmieniu, tak opisuje pierwsze spotkanie z zielonym sokiem:

Podczas jednego seminarium poszłam przygotować zieloną herbatę. Spotkałam Davida, dobrze wyglądającego Izraelczyka. Widziałam, jak przygotowuje soczyście zielony sok. ”Co takiego robisz?” – zdziwiłam się. „Ach! – powiedziałz zakłopotaniem – przygotowuję wyciąg z młodego jęczmienia.” „Ale dlaczego?” David powiedział, że miał raka żołądka, ale od czasu, gdy pije zielony jęczmień, nie ma żadnych dolegliwości.

Ta opowieść zrobiła na niej duże wrażenie i po przestudiowaniu faktów też wstąpiła na „zieloną drogę”. W odniesieniu do młodego jęczmienia obowiązuje ta sama regula, która dotyczy całej zielonej żywności – pomaga ciału, aby pomogło sobie samo.

 

„W odniesieniu do młodego jęczmienia obowiązuje ta sama reguła, która dotyczy całej zielonej żywności – pomaga ciału, aby pomogło samo sobie.”

 

Problemy skórne

Stan skóry jest wskaźnikiem zdrowia fizycznego. Dolegliwości żołądkowe i jelitowe powodują problemy i wysypki, które najpierw pojawiają się na śluzówkach oczu i ust. Mętny wzrok czy obrzmiała twarz sygnalizują chorobę wątroby lub nerek. Dlatego lekarze przy stawianiu diagnozy najpierw badają cerę i śluzówki. Młody jęczmień odmładza skórę, wpływając na narządy wewnętrzne. Odmładzające działanie traw na skórę jest udokumentowane klinicznie. Eksperymenty prowadził dr Tatsuo Muto, dermatolog z południowej Japonii. Opublikował je pod tytułem „Leczenie chorób skórnych za pomocą ekstraktu z młodych liści zielonego jęczmienia” (gazeta „Nippon Keizai” z 7 czerwca 1975 roku). Badacz przytacza przykład poprawy także u pacjenta (wiek 57 lat) z melanozą oraz u pacjenta (wiek 16 lat) z atopowym zapaleniem skóry po ponad pięciomiesięcznym stosowaniu. Spośród poddawanych testom pacjentów szybciej zdrowieli ci, którzy stosowali zielony jęczmień, niż ci, którym go nie podawano. Wystąpiła u nich ponadto dalsza poprawa stanu zdrowia – krążenia krwi, perystaltyki, apetytu i łagodzenia objawów zmęczenia. Zasadniczo można powiedzieć, że młody jęczmień skupia w sobie uzdrawiające właściwości podstawowych warzyw.

 

Częstą przyczyną chorób skóry zatwardzenie. Cierpimy na nie w następstwie zmniejszonej ruchliwości jelita grubego i zmniejszonej sprawności mięśniowej całego ciała. Aktywne składniki młodego jęczmienia (głównie potas) wspomagają ruch układu trawiennego. Starsi ludzie i osoby, u których żołądek i jelita nie pracują prawidłowo, mają problemy z błonnikiem w warzywach. Młody jęczmień nie zawiera błonnika i stanowi dla nich wielka pomoc.

 

„Tak jak pustynia zakwita dzięki kroplom wody, tak samo krople naktaru z trawy rozbudzają śpiący potencjał naszego organizmu”

 

Nadwaga

Jeśli spalanie w organizmie nie działają prawidłowo, żywność złej jakości odłoży się w postaci tłuszczy. Spalanie odbywa się za pomocą enzymów (cytochromooksydazy). Dzięki enzymom pomagającym w metabolizmie tłuszczów można zredukować nadwagę. Aktywne składniki soku z młodych liści jęczmienia są lepszą alternatywą kontroli wagi niż wyszukane diety. Nadwaga jest też problemem hormonów tarczycy. Jeśli tłuszczu jest dużo, właśnie te hormony pobudzają jego przetwarzanie. Zmniejszenie wydzielania hormonu tarczycy zwiększa przyrost wagi.

Młody jęczmień neutralizuje kwasowość płynów ciała, dzięki czemu spontanicznie wzmacnia funkcję tarczycy. Młody jęczmień nie jest „specjalistą” od otyłości. Nie gwarantuje natychmiastowej utarty wagi. Jeśli jednak ograniczycie tłuszcze, skrobię i cukry, zaczniecie się ruszać, dodacie trzy razy dziennie łyżeczką młodego jęczmienia, to zaczniecie chudnąć.

Nie należy postrzegać roślin czysto mechanicznie To żywe organizmy z własnymi losami. Wyobraźcie sobie odwagę, siłę i entuzjazm roślinki, która przy kiełkowaniu przebiją twardą glebę! Przyjrzyjcie się, jak wznosi ku słońcu swoje pierwsze zielone dłonie, swoje pierwsze listki! Wczujcie się w młodziutką roślinę, która opiera się wahaniom dziennych i nocnych temperatur w górach. Potrzebuje do tego instynktu i odczuwania, chęci do walki, woli życia. Właśnie odwaga, siła i entuzjazm to rodzaje energii, którre przechodzą na nas z roślin i których dziś tyle potrzebujemy.

Przebieg choroby

 

Choroba jest jak nasionko budzone do życia przede wszystkim przez promienie „ciemnych” uczuć (strach, pustkę i beznadzieję). Zawsze, gdy zwracamy uwagę na coś pięknego, sensownego i korzystnego – zagrażamy jej rozwojowi. Choroba na początku jest słabym, płochliwym i przestraszonym stworzonkiem, które spłoszy jakiekolwiek przyjemne odczucie duchowe. Gdy ktoś nas pogłaszcze, gdy kupimy sobie nową zabawkę lub zrobimy dobry uczynek – tym wszystkim osłabiamy bojaźliwą chorobę. Choroba bowiem „boi się światła”. Na początku jej rozwoju spłoszy ją w zasadzie cokolwiek, co nam rozświetli twarz i rozjaśni wzrok. Na początku bowiem do zapanowania nad nią wystarczą same promyki duchowej radości. Później jednak, gdy karmimy ją nadmiernie, duchowe narzędzia już nie wystarczą. Gdy do błędów w sferze ducha dodamy też błędy w sferze materialnej, musimy promieniom ducha pomóc też promieniami fizycznymi. Jesteśmy bytami duchowymi wyrażonymi w ciałach fizycznych, które podlegają również prawom materii. Jeśli „popsuliśmy” się tylko smutkiem, mogła nam pomóc radość. Jeśli karmiliśmy chorobę tylko samotnością, może nas uleczyć miłość. Poważna choroba jest już jednak produktem toksyczności zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Jeśli zatem chorobę duchową karmimy pączkami i wieprzowiną – uzdrowią nas tylko brokuły i zielone soki.

 

Jeśli chorobę żywimy tym, czym akurat karmię ją ja, tzn. pisaniem i garbieniem się nad klawiaturą, przestraszy ją jedynie stretching (rozciąganie) lub trampolina. Choroba nie jest zła, jest prawidłowością. Choroba nie jest zaburzeniem, ale przewinieniem. Choroba jest naturalnym odbiciem naszego życia duchowego i fizycznego. Nie możemy się złościć na kamień, który spada. Nie możemy złościć się na chorobę, która nas dręczy! Zachowywalibyśmy się tak samo jak dziecko, które się potknie, uderzy w kciuk i sepleniącym głosikiem kwili: „brzydka nóżka…”, „brzydka choroba…”. Choroba paradoksalnie jest dowodem na to, że wszystko funkcjonuje prawidłowo.

 

„Jeśli chorobę karmimy pączkami i wieprzowiną – uzdrowią nas tylko brokuły lub zielone soki…”

 

Warunek wyzdrowienia

Choroba nie robi tego, co chce, ale to, co musi. Jest niewolnikiem naszych nawyków. jest tylko pasożytem, który – bez potrzymania go złym nawykiem – nie przeżyje, Jeśli do swojego życia wniesiemy promyki radości i zdrowych zwyczajów – choroba poczuje się niepewnie. Jeśli wytrzymamy i będziemy” radośnie na zielono świecić” dostatecznie długo – choroba zrobi to, co musi: tak samo jak ciemność ulegnie Orawom światła. Zatem jednak choroba wyrządziła już zbyt wiele szkód. To jest stan , gdy fizyczna świątynia naszej duszy nie da się już całkowicie naprawić. W takiej sytuacji cieszymy się choćby tylko ze spowolnienia rozwoju choroby. Wtedy jednak ludzie często się poddają i „przestają” żyć. Zamiast by c wierni swoim źródłom światła, dbać o własną inicjatywę na rzecz zdrowia, biernie oddają się jako martwe przedmioty pod cudza opiekę, w ręce lekarzy i jako martwe przedmioty też kończą. Czyjaś opieka zawsze jest cudza, a same „przedmioty” ulegają zepsuciu szybciej niż żywe, gorliwe organizmy. W stanie kryzysowym dobrze jest poddać się zarządzeniu specjalistów, ale niedobrze jest stracić wiarę w siebie. Choroba jest szansą na poszukiwanie nowych życiowych wyzwań. Dobre zwyczaje są jak stały grunt pod nogami, a radosna wizja jest jak skrzydła. Warunkiem są bowiem zdrowe zwyczaje materialne i radosne nastawienie duchowe.

 

W stanie krytycznym chorobę trzeba straszyć lekarzami i lekami kupionymi w aptekach. Nie zapomnijcie jednak, że pasożyt w nas jest produktem NAS samych! Bez NASZEJ aktywności nikt obcy na długo go nie poskromi, Gdyby także inne „leczenie promienne” można było tak łatwo nabyć jak „promyki zieleni”.. „Zielone światło” można kupić za parę złotych, a rozmieszanie napoju zajmuje dwie minuty. Gdyby promyki innych zaniedbanych wymiarów  życia można było kupić i mieszać tak samo tanio jak te zielone…

 

„Choroba i zdrowia są dowodem jakości naszych źródeł światła…”

 


klinikadiety